Zwiastuny zapowiadało znakomite kino. Scena z Jesse Plemonsem kusiła, szkoda, że to tylko epizod. Aktorstwo, realizacja, efekty, casting - bez zarzutu. Nic ponad to. Film nudził. Nie do końca wyjaśniona sytuacja wojny domowej nawet niespecjalnie mnie rozczarowała, żałuję jednak ,że nie podkreślono powodu aż takiej nienawiści, nawet nie między grupami ludźmi, bo tak to już bywa w naszej rasie, ale aż tak mocna nienawiść do Prezydenta, skutkująca końcowymi scenami. Nieprzekonująco dla mnie została ukazana niby metamorfoza młodszej z głównych bohaterek w - tutaj nie chcę spoilerować - w zimną reporterkę, która nie zwraca uwagę nawet na ... Sceny batalistyczne tak bezsensowne, że aż mogły bawić. Każdy do każdego, zerowa rozpoznawalność wroga, ale tutaj rozumiem też zamiar reżysera czy scenarzysty. Bezsens wojny, jej okrucieństwo, wpływ na ludzi, zwłaszcza w dzisiejszej Ameryce, kiedy podobnie jak u nas, zwolennicy jednej strony sceny politycznej nienawidzą drugiej. Poszedłem do kina. bo miałem zbyt duże oczekiwania od tego filmu i spokojnie mogłem poczekać na wersję video. 4/10
Uwielbiam takie stwierdzenia. Chętnie bym usłyszał jak całym zdaniem wypowiadasz się na temat konwencji i uniwersalności tego gniota.
Ja dałem 4, bo ten film to zwykły cringe. Reporterzy biegający na pierwszej linii frontu razem z warbandem. To jest tak głupie, że aż nie mogłem na to patrzeć. Oni nawet nie stoją z boku czy z tyłu, tylko w pierwszej linii. Ostatnia scena , śmierci Lee to jest już w ogóle szczyt hiperboli. No i fajnie, przekazała pałeczkę, jak w Wielkim Szu. Ten film tylko kwestie czysto artystyczne ratują.
Zobacz sobie jakieś filmy dokumentalne czy choćby ich fragmenty na yt... Ci ludzie serio tak biegają/biegali z aparatami podczas wojen!
Z końcówką się zgodzę, że głupota, bo każdy normalny człowiek (jakby już chciał ratować) to przepchnąłby Jessie na drugą stronę korytarza ... powalenie jej na ziemię nie miało sensu - dalej stanowiła idealny cel. Z drugiej strony Lee była w bardzo złym miejscu psychicznie ...
Czyli nie masz zielonego pojęcia jak wygląda praca reportera wojennego a wiedze o balistyce bazujesz na doswiadczeniach super mario? Got ya.
Znudzenie, rozczarowanie, a nawet zażenowanie grą aktorską (bardzo irytowała mnie młoda dziennikarka) czułam na początku seansu, ale jednak im bliżej końca, tym - w mojej ocenie - lepiej. Brak tła politycznego, identyfikacji wroga w filmie jest zabiegiem udanym, widzimy świat oczami reportera wojennego w zaawansowanej fazie konfliktu. Miejsce - Stany Zjednoczone, ale mogłoby być każde inne. Wojna domowa, stan zagrożenia, nieufność, strach -zostały pokazane w taki sposób, aby nie identyfikować się z żadną ze stron. Bo to jest film antywojenny, dobitnie pokazujący, że ofiarą jest każdy bez względu na to, jak piekło zostało rozpętane, bez względu na wcześniejsze opinie, idee, poglądy etc. One kiedyś miały znaczenie, bo przecież rozkręciły obłęd wojennej zawieruchy, ale teraz znaczenie ma tylko to, żeby przeżyć, znaleźć wodę, jedzenie, ochronić dzieci. Akurat mi spodobały się filmowe twisty. Ok, można przyjąć, że mało prawdopodobne, ale pamiętajmy, że oceniamy z pozycji widza mającego poczucie bezpieczeństwa, a przecież wojna to szok, to dehumanizacja, to brak reguł, to ujawnienie się takich zachowań, których byśmy u siebie w życiu nie podejrzewali. Każdy dodaje sobie szlachetności, a w zderzeniu ze złem i wynaturzeniem sami możemy stać się psychicznie zdeformowani, nieobliczalni. Tu nic nie jest pewne, zmiany mogą być absurdalnie dynamiczne, zachowania nieprzewidywalne, bo jak trafnie zauważyła jedna z polskich reporterek wojennych: nie można być trochę na wojnie. W otchłani obłędu przyczyny wojny (religijne, rasowe, polityczne, etniczne etc) przestają się dla ciebie liczyć. Liczy się tylko instynkt przetrwania, a dla reportera przede wszystkim dobre zdjęcia. Taki był przekaz filmu, prosty, ale dobitny.
Ciekawe. Ja nie odebrałem tego filmu jako antywojennego. Wrecz przeciwnie. Nikt z bohaterów wojny nie skrytykował. Nikt nie był pacyfistom. Ba...wojna ich nawet kręciła. Cieszyli się, byli podnieceni. Mieli okazję zostać w miasteczku, gdzie był pokój, ten straszy powiedział, że to nie dla nich. Po jego śmierci mogli sie wycofać...jechali dalej.. Pokazali wojnę taką jaką jest, bez żadnej krytyki. Po prostu, jak prawdziwy dziennikarz, patrzący na to z boku. O czym również mówiła Lee, że ich rolą jest nie analizowanie, tylko relacja
W większości filmów antywojennych nikt wojny nie krytykuje. Normalnej inteligencji nie trzeba tego tłumaczyć werbalnie
To każdy film wojenny byłby antywojenny, bo pokazuje krzywdę i bród wojny. Nie byłbyś w stanie zrobić filmu wojennego, ktory by taki nie był. Jak dla mnie oni wszyscy byli nakręceni wojną (co widać w wielu sytuacjach) . Nawet tej młodej się ta adrenalina udzieliła, bo zajęła miejsce Lee.
Czy uważasz, że Strefa Interesów w pozytywny sposób pokazuje holokaust? Przez cały film nikt nie krytykuje holokaustu. Jako widz uznajesz, że nie ma tam krytyki holokaustu?
Każdy film z Holokaustem w tle jest negatywny. Chodzi o to, że idąc tym tropem nie da się zrobić żadnego filmu ani programu, który nie byłby antywojenny. Każdy program na history channel, każdy serial, czy film wojenny pokazuje wojnę w negatywny świetle co nie oznacza, że ma być antywojenny. Jest po prostu prawdziwym obrazem wydarzeń. Ciężko byłoby pokazać obozy koncentracyjne w pozytywnym świetle. Tak czy siak...widzę, że patrzysz na to inaczej niż ja, więc zgódźmy się po prostu na to, ze się nie zgadzamy a ja nie będę musiał pisać po raz kolejny tego samego.
tylko że Garland w tej antywojenności jest jakiś niekonsekwentny, bo epatuje brutalnością, krwią, zwłokami, a zaraz potem puszcza do tego jakieś radosne muzyczki i nie wiem, to ma być na serio, poważnie, czy z przymrużeniem oka, Moura niemo krzyczy po śmierci kolegi a potem widzę go jak wyluzowany uśmiecha się i puszcza oko do Caileen jak helikopter bombarduje budynki
Bo taka jest wojna. Jest dramat ale też jest śmiech, i często ten śmiech, jak w filmie, podkreśla absurdalność wojny i tego śmiechu.
tak, tylko że to co piszesz, to każdy może sobie dopowiedzieć po filmie, wg własnych oczekwiań i odbioru, film i przekaz jest po prostu niespójny
Bo tak działa ludzka psychika, nie zawsze konsekwentnie do sytuacji. Niekorzy ludzie śmieją się w sytuacjach stresowych, żeby rozładować napięcie. Moim zdaniem gdyby byli cały czas smutni i poważni zachowywaliby się nienaturalnie.
Nigdy nie mówię, że ktoś nie zrozumiał filmu, ale jeżeli ktoś zarzuca, że nie wytłumaczono natury konfliktu to serio nie zrozumiał filmu.
W mojej opinii film traktuje wojnę pobocznie...jako tło zawodu dziennikarzy. Nikt tu się nad nia wielce nie rozwadnia. Może zamysł był inny, ale ja to tak odebrałem
Tak jest, ale czy to źle? Dostaliśmy obraz wojny widziany oczami reporterów, jak dla mnie jest to coś świeżego.
Dokładnie, przypomina mi to odbiór Strefy Interesów, wielu widzów wolałoby typowy film holokaustowy.
Młodsza bohaterka już w pierwszej scenie, w której się pojawia pokazuje, że potrafi ryzykować dla dobrego zdjęcia, także widać, że ma to w sobie. Później spotyka się z bardziej hardkorowymi sytuacjami, na które reaguje szokiem, w końcowej scenie ma już za sobą kilka takich sytuacji także wg mnie mnie ma zgrzytu jeśli chodzi o nagłą metamorfozę.
Sporo burzliwych komentarzy. Ktoś uznałby, że dobrze, że filmy, kino ma takie być. Skłaniać do refleksji, wymiany podglądów, burzy mózgów. Tutaj film ratują - jako tako - główne role, choć specjalnie do zagrania nie mieli za dużo. Film jako rozrywka, cokolwiek pod tym słowem rozumieć, mnie nudził, znużył, raziły mnie sceny wojenne, choć pewnie były dobrze nakręcone wizualnie, w żadnym wypadku realistycznie. To nie komedia, gdzie można pokazywać strzelaninę każdy w każdego. Zgoda co do ukazania roli reporterów w czasie akcji. Niewiarygodnie. Jak przemiana młodej, czy taka była naprawdę? - przy śmierci Lee.Czy film antywojenny? Nie ma tutaj co się zachłystywać klasykiem Coppoli, czy w filmie padają słowa o wojnie czy nie. Nie nakręcono jak dotąd, bo kto się odważy i jaki byłby cel? filmu propagującego wojnę, więc część dyskusji tutaj jest akademicka. Plus mnóstwo innych tutaj argumentów, z którymi mogę się spokojnie zgodzić, ale to nie zmieni faktu, że wychodziłem z filmu z ulgą. Wielkie kino możecie zobaczyć w japońskim PERFECT DAYS.
Bo tak na prawdę to nie wojna była "głównym aktorem", dlatego brak wyjaśnień w filmie
Mam podobne odczucia. Pomijając wszystko co wychwalają inni, ( praca reportera,realizm bezsensowności wojny, sound trak itp.) to brakowało mi tu np: 1. strategi ataku na bramę białego domu. 2. Wytłumaczenia skąd ta zawiść w jednym kraju? 3. Braku hełmu u wszystkich trzech reporterów, wiedząc że to ostateczna rozgrywka. 4. Jaki reporter zostawia swój aparat fotograficzny? Scena z przejściem z auta do auta. Mógłbym tak wyliczać jeszcze trochę ale nie o to chodzi. Zdziwiony jestem tak wysoka ocena tego filmu? Może to dlatego że jest to realne w bliskim nam czasie?
Jak podglądasz newsy z wojny, to ten film nie robi już takiego wrażenia. A polaryzacja jaka jest w USA jest podobna nawet do tej w Polsce. Domyślam się o co chodziło reżyserowi w pokazywaniu tego bezmyślnego chaosu, ale i tak uważam że ten film nie zasługuje na tak wysokie noty.
1. Chodzi Ci o to, że nie było sceny w sztabie pokazującej co będzie się działo? (która jest w wielu filmach/serialach tylko po to, żeby się widzowie nie pogubili), bo jakaś strategia tam jest, ewidentnie to wojsko się przygotowało i odhaczało punkty planu.
2. Film rozgrywa się w USA, wystarczy w miarę orientować się w sytuacji politycznej/oglądać czasem jakieś newsy ze Stanów... Ten film jest dla mnie przerażający właśnie dlatego, że ta historia wydaje się realna (patrz: atak na Kapitol 6 stycznia)
3. Tu się zgodzę... najpierw Lee pouczała Jessie o kevlarze i hełmie, a na końcówce filmu poszli bez - tylko po to, żeby Lee mogła zginąć :/
4. Jessie zostawiła aparat w samochodzie, bo raz, że przejście do innego auta było niebezpieczne już bez zwisającego aparatu, a dwa - raczej założenie było takie, że się nie rozdzielą i zaraz wróci.
Poza punktem 3 nic z tego nie ma znaczenia dla fabuły... i nie jest potrzebne do odbioru filmu jako całości
Moim zdaniem 4 gwiazdki to i tak za dużo. Nie rozumiem w jakim celu ktoś zrobił ten film skoro życie pisze lepsze scenariusze. Marna podrobka Bractwa Bang Bang.
To niesamowite jak różne można mieć oczekiwania względem filmu i jak odmienne definicje dobrego filmu... To co wymieniasz: "Aktorstwo, realizacja, efekty, casting - bez zarzutu" są dla mnie ogromnym czynnikiem do tego, żeby dać filmowi dobrą ocenę.
Nie zgodzę się z brakiem wiarygodności przemiany Jessie. Poznajemy ją robiącą zdjęcia podczas zamieszek - ma cel, żeby zostać fotografką, jest wprowadzana w ten świat przez całą drogę do Waszyngtonu. Widzimy, że ma momenty, w których ten żywioł ją pochłania, działa instynktownie ... i wydaje mi się, że to ten instynkt zadziałał kiedy robiła zdjęcia upadającej Lee, dopiero po tym przyszedł szok.
"Sceny batalistyczne tak bezsensowne, że aż mogły bawić. Każdy do każdego, zerowa rozpoznawalność wroga, ale tutaj rozumiem też zamiar reżysera czy scenarzysty. Bezsens wojny, jej okrucieństwo, wpływ na ludzi, zwłaszcza w dzisiejszej Ameryce, kiedy podobnie jak u nas, zwolennicy jednej strony sceny politycznej nienawidzą drugiej" - Sam sobie odpowiedziałeś. Bezsens wojny. Plus: to jest film o reporterach, którzy głównie ukazują ludzi w niewyobrażalnej sytuacji. Cały film jest ukazany z ich perspektywy - czy jakby opowiadali to z pamięci to sceny batalistyczne byłyby realistyczne? Czy dla fabuły filmu ma jakiekolwiek znaczenie choreografia scen batalistycznych? Moim zdaniem nie.
USA to taki dziwny, gigantyczny twór, gdzie różnice społeczne są ogromne. Wystarczy w miarę orientować się w sytuacji politycznej/oglądać czasem jakieś newsy ze Stanów... żeby ten podział i nienawiść nie dziwiły. Od początku filmu miałam wrażenie, że to jest realna wizja przyszłości. Co do prezydenta: trudno się dziwić, że nie był postacią lubianą przez separatystów - był dla nich zagrożeniem, do tego wiemy, że podejmował dziwne decyzje (rozwiązanie FBI) i jeszcze żył na wysokim poziomie, w dużo lepszych warunkach niż wielu obywateli (w filmie jest info, że od 14 miesięcy nie udzielił wywiadu... to też może wyglądać na wywyższanie się). Dla mnie rozwiązanie dość logiczne: jeśli WF chcieli przejąć władzę musieli pozbyć się obecnej.
TLDR: To niesamowite jak wiele z Twoich zarzutów względem filmu dla mnie stanowi o jego sile.
Sztukę, film, książkę, obrazy, rzeźby można odbierać na różnych poziomach. Z kinem jest dla mnie tak, że przede wszystkim ma być to jakaś rozrywka, w moim stylu, na moim poziomie intelektualnych potrzeb itd stąd filmy Marvela, Iron Many itd są nie dla mnie. Dla Pacino, De Niro, nawet Brada Pitta mógłbym oglądać każdy ich film i pewnie nie uważałbym tego za czas stracony. Bo te gwiazdy magnetyzują ekran. jest ich znacznie więcej dodam. Ale z tym jest też różnie, wiem. Janusza Gajosa uwielbiam, uważam za najlepszego polskiego aktora, ale oglądanie go w polskich gniotach żenuje, męczy. Wspomniane filmy z serii Marvela, komiksowych, ant-many itd to przecież filmy, w których "aktorstwo, realizacja, efekty, casting" są pewnie znakomite, a nie jestem w stanie tych filmów oglądać. To pewne uproszczenie, bo to filmy generalnie dla młodzieży, więc tam i fabuła, choć może w świecie komiksowym zasadna dla mnie naiwna i głupia. Tak więc mimo tego, że "Aktorstwo, realizacja, efekty, casting" w tym filmie były ok to film mnie wynudził, zmęczył, tak jak wspomniałem, nie mogłem się doczekać końca, całkowicie nie zainteresowany już tym jak to się skończy, czy zdobędą ten wywiad z Prezydentem itd. Film kiepski. Dzisiaj z perspektywy czasy uważam, że 4 to chyba za dużo i byłaby trójka. Gdyby ktoś spytał mnie czy warto go oglądać - czy pójść na niego - zdecydowanie bym odradzał. I tyle. Jest mnóstwo słabych filmów, w których kiepska mimo wszystko fabuła spycha w tył aktorstwo i te inne cechy, które wymieniłem. Co do Gajosa, ostatnie filmy De Niro też każą mu współczuć, jak ostatni coś tam z odkupieniem, gdzie gra szeryfa lokalnej policji. ten z Bloomem. Nie szukam teraz tytułu. Szkoda i na to czasu.
Akurat info, że nie udzielił wywiadu od 14 miesięcy ja odebrałem bardziej jako skutek toczącego się przez ten czas konfliktu. Zgodzę się natomiast z krytykami wśród wypowiadających się tutaj, że kilka minut więcej poświęcone przyczynom wojny domowej by nie zaszkodziło filmowi. Niemniej jeśli nie skupimy się na technikaliach a na fabule, to moim zdaniem kawał porządnego kina. Fakt, że trochę czuć niedosyt, ale też odbieram go jako dość realną wizję możliwego scenariusza prawdziwych wydarzeń w przyszłości.